poniedziałek, 6 czerwca 2016

Mam to w dupie. Dosłownie i w przenośni.

      Jest 22:30. Mam ochotę na kanapkę z pasztetem i pomidorem. Zjem ją. Wiesz czemu? Bo mam to w dupie (powtórzę to słowo jeszcze wiele razy). Pewnie pójdzie mi w boczki, brzuch, uda i inne gówna. Nie mam szybkiego metabolizmu jak moja przyjaciółka i nie mogę zajadać się pizzą bez konsekwencji. To też mam gdzieś. Nie mam nadwagi, ale 5 czy 6 kg mogłabym zrzucić.
      Ale jaki w tym sens? Dopóki jestem zdrowa? Po co? Co to zmieni w moim życiu? Zaczną się oglądać za mną powierzchowni faceci i zazdrosne koleżanki. Obu tych rzeczy nie chcę. Mojemu lubemu też nie przeszkadza jak wyglądam, dopóki nie zamienię się w główną bohaterkę "Uwolnić orkę". Kocha mnie za mózg i cycki, nie za umięśniony brzuch i szczupłe uda. Razem ćwiczymy, żeby zachować sprawność i tyle. 
     Chuj wie po co to piszę. Chuj to w sumie sporo wie, powinnam z nim kiedyś pogadać. Chyba po prostu się wkurwiam, kiedy dookoła słyszę teksty typu zaakceptuj siebie i schudnij. To co ja mam, kurwa, w końcu zrobić? 
     Więc kiedy następnym razem będziesz chciała iść po raz 6 tego tygodnia na siłkę, bo chcesz wyglądać jak dupa z okładki, zmień kierunek i traf do biblioteki. Umięśnij mózg i dojrzyj jakie to wszystko bezsensu. 



      Pozdrawiam, 

  Cukier Puder-Puderniczka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz