piątek, 24 czerwca 2016

KacKupa


Przeczytałam dzisiaj historię chłopaka, który umierał na raka mózgu. Na początku się załamał, ale potem wziął w garść i stwierdził, że spędzi resztę życia korzystając z niego. Przestrogą chłopaka było, aby nie marnować swoich marzeń i nie żyć schematami. Stwierdził, że chlanie co tydzień nie przybliży nas do celu. 

Wsiądź w pociąg, zobacz coś, przeczytaj trudną do zrozumienia książkę, naucz się zupełnie nieprzydatnego języka, wyznaj miłość przypadkowej osobie, skocz na bungee, pojedź stopem do Azji, zrób cokolwiek... żeby tuż przed śmiercią powiedzieć: tak, zrobiłem to. 

Historia chłopaka bardzo mnie uderzyła. Jednak nie tak bardzo jak komentarze do niej. Ludzie mieli pretensję do chłopaka, że "narzuca" im swoje zdanie. A może dla nich chlanie co tydzień to korzystanie z życia. A może oni lubią narzekać na wszystko, o gustach się nie dyskutuje. I w ogóle chuj mnie obchodzi, że umierasz. Nie mów mi, co mam robić. Lewacki pedale. 

Na początku chciałam im odpisać, że ich horyzonty są węższe niż szpary między zębami. Jednak powstrzymałam się i zaczęłam zastanawiać. Dlaczego wypowiedź chłopaka tak ich ukuła? Zaatakowali go niczym wygłodniałe zwierzęta. 

Oni po prostu wiedzą. 

Wiedzą, że spierdolili swoje życie, że nie znaczą więcej niż pojedyncza mrówka w mrowisku, że marnują swój czas i potencjał i mogliby zrobić wiele, wiele więcej. Wiedzą, że chłopak ma rację i zabolało ich, gdy przeczytali bolesną, brzydką, ociekającą porannym gównem po całonocnym chlaniu prawdę - zjebali. 

czwartek, 23 czerwca 2016

Gwiazdy neutronowe w klatce

Ostatnio zastanawiałam się dlaczego najgłośniej krzyczą ci, którzy mają najmniej do powiedzenia. Ci o najwęższych horyzontach i oczekiwaniach od życia. Ci którzy chcą wziąć więcej niż potrafią dać. Jeszcze do niedawna byłam pewna, że to zwykli idioci z niskim IQ i małą ilością połączeń nerwowych w mózgu. 

Ale im więcej ludzi poznaję, tym bardziej zmieniam perspektywę. Dochodzi do mnie, że oni nie różnią się ode mnie dosłownie niczym. Są tak samo wielcy, uduchowieni i tu wstawcie wiele innych pozytywnych cech. Po prostu ktoś (społeczeństwo, rodzice, dzielnica, wychowanie) lub nawet oni sami postawili sobie mury. Wsadzili się do malutkiej klatki, takiej dla myszki polnej. Upchnęli tam całe swoje ogromne jestestwo. Porównuję ich do gwiazdy neutronowej. Wiecie co to, prawda? Obiekt, którego masa wynosi jakoś półtora masy słońca, a ściśnięta jest do wielkości Warszawy z okolicami. Przemierza wszechświat niszcząc wszystko na swojej drodze. 

Podobnie jest z tymi ludźmi. Oni wiedzą, że coś jest nie tak. Czują tę okropną ciasnotę, nie rozumiejąc co jest nie tak. Ich wrzask to nie głupota, a bezsilność, wściekłość i wołanie o pomoc. Niestety, większość pozostaje w swojej klatce do końca życia. Smutne. 

wtorek, 7 czerwca 2016

Jaka jest twoja najdziwniejsza myśl?

Cukier Puder:

  • Mi się cały czas, w sumie, kołata po głowie, że wszystko co się dzieje, wszyscy, których znam i kocham lub w ogóle spotykam i calutkie moje życie jest tak naprawdę wymyślone. Dzieje się tylko w mojej głowie. W rzeczywistości jestem psycholem na prochach przywiązanym do łózka gdzieś w zakładzie na odludziu.
  • I to jest taki mój sposób ucieczki.


Mow mi dzien dobry:

  • W sumie jakiś sposób.
  • Na życie


Cukier Puder:

  • Chyba zbyt często spotyka mnie coś, czego bardzo chcę.
  • I niby tam wierzę w prawo przyciągania, ale może to jednak wszystko wymysł.
  • Projekcja mojego nienormalnego mózgu.
  • Pozabijałam kupę ludzi, zamknęli mnie i teraz udaję dobrego człowieka i zaczynam wszystko od początku, bo poczucie winy mnie zjada.

Mow mi dzien dobry:

  • :')

Cukier Puder: 

  • ...
  • Tak.
  • Wiem.
  • Idę napić się kawy.

poniedziałek, 6 czerwca 2016

Mam to w dupie. Dosłownie i w przenośni.

      Jest 22:30. Mam ochotę na kanapkę z pasztetem i pomidorem. Zjem ją. Wiesz czemu? Bo mam to w dupie (powtórzę to słowo jeszcze wiele razy). Pewnie pójdzie mi w boczki, brzuch, uda i inne gówna. Nie mam szybkiego metabolizmu jak moja przyjaciółka i nie mogę zajadać się pizzą bez konsekwencji. To też mam gdzieś. Nie mam nadwagi, ale 5 czy 6 kg mogłabym zrzucić.
      Ale jaki w tym sens? Dopóki jestem zdrowa? Po co? Co to zmieni w moim życiu? Zaczną się oglądać za mną powierzchowni faceci i zazdrosne koleżanki. Obu tych rzeczy nie chcę. Mojemu lubemu też nie przeszkadza jak wyglądam, dopóki nie zamienię się w główną bohaterkę "Uwolnić orkę". Kocha mnie za mózg i cycki, nie za umięśniony brzuch i szczupłe uda. Razem ćwiczymy, żeby zachować sprawność i tyle. 
     Chuj wie po co to piszę. Chuj to w sumie sporo wie, powinnam z nim kiedyś pogadać. Chyba po prostu się wkurwiam, kiedy dookoła słyszę teksty typu zaakceptuj siebie i schudnij. To co ja mam, kurwa, w końcu zrobić? 
     Więc kiedy następnym razem będziesz chciała iść po raz 6 tego tygodnia na siłkę, bo chcesz wyglądać jak dupa z okładki, zmień kierunek i traf do biblioteki. Umięśnij mózg i dojrzyj jakie to wszystko bezsensu. 



      Pozdrawiam, 

  Cukier Puder-Puderniczka